Nie tylko lunch z Andy Garcią – rozmowa z Mariolą Wiktor

Z Andy Garcią jadła luch w Karlowych Warach, Emma Thompson wypomniała jej, że skrytykowała film z jej udziałem, Sylvester Stallone zaskoczył imponującą wiedzą o malarstwie,  a Liv Ullmann umocniła w drodze do asertywności.

Mariola Wiktor – jurorka, moderatorka, korespondentka festiwali filmowych i była dyrektor Forum Kina Europejskiego Cinergia w Łodzi zjeździła świat uczestnicząc w festiwalach filmowych. Nam opowiada o swoich nietypowych spotkaniach.

Skąd Twoje zainteresowanie festiwalami filmowymi?

Studiowałam polonistykę i kulturoznawstwo na UŁ. Jednak moje zainteresowanie się festiwalami filmowymi zaczęło się od udziału w Nowych Horyzontach, które odbywały się wiele lat temu w Cieszynie. To był kontakt z kinem, o które trudno było wówczas w oficjalnej dystrybucji. Otwarcie oczu na kino światowe. Ciekawili mnie także ludzie, pasjonaci, którzy prowadzili spotkania po projekcjach oraz cały proces organizowania takich przedsięwzięć. Niedługo potem wyjechałam do USA na stypendium dziennikarskie w „Nowym Dzienniku” w Nowym Jorku. Podjęłam także prace w TV Polvision w Chicago, gdzie praktycznie uczyłam się pracy z kamerą i uczestniczyłam w montażu moich reporterskich materiałów. To uwrażliwiło mnie na stronę wizualną, silę przekazu informacji obrazem. Byłam autorką i producentką programu kulturalnego „Kram z Muzami”. Kiedy chodziłam na pokazy Chicago International Film Festiwal jako zwykły widz nie przypuszczałam, że po latach przyjadę do Chicago w charakterze jurorki FIPRESCI. To był mój pierwszy jurorski wyjazd. A stał się możliwy dzięki temu, że po powrocie z USA zaczęłam podróżować na najważniejsze festiwale filmowe (Berlin, Cannes, Wenecja). Poznałam krytyków z całego świata, selekcjonerów, programerów i organizatorów innych festiwali. Ich problemy, wyzwania, sukcesy.

Później przez wiele lat sama pracowałaś przy festiwalu, organizując FKE Cinergia.

Po wielu latach regularnego uczestniczenia w festiwalach zagranicznych i polskich poznałam nie tylko najnowsze kino światowe i jego twórców pisząc korespondencje i wywiady, ale także funkcjonowanie całego obiegu festiwalowego. A w 2004 roku organizowałam III Festiwal Filmu Polskiego w Londynie i to był mój debiut w tej dziedzinie. Kiedy Sławek Fijałkowski, który stworzył Forum Kina Europejskiego w Łodzi zaproponował mi w 2009 roku prowadzenie kolejnych edycji tego wydarzenia, które odtąd nazwaliśmy „Cinergia” podjęłam się tego wyzwania.

Przegląd w Austin

Jakie kamienie milowe pojawiły się na przestrzeni lat, w czasie organizowania Cinergii;  co było największym wyzwaniem?

Gdyby nie festiwale światowe i nawiązane tam kontakty, inspiracje, nie byłoby łatwo, zwłaszcza że od początku największym wyzwaniem był niewystarczający budżet i brak umowy trzyletniej, która pozwalałaby na wypracowanie szerszej, długofalowej strategii działania. Mimo tego dzięki pasji ludzi z nami współpracujących w okresie od 2009 do 2015 udało się stworzyć festiwal (siedem edycji) proponujący autorski, ambitny i jednocześnie atrakcyjny program oraz każdorazowo zapraszać głośne nazwiska ze świata kina. Co roku oferowaliśmy około 100 filmów w 10 sekcjach oraz konkursy na najlepszy debiut europejski i polski, a wśród naszych gości zagranicznych byli m.in.: Marta Meszaros, Otar Josseliani, Peter Greenaway, Istvan Sabo, Andriej Konczalowsky, Tinto Brass, Jaco van Dormael, Ferzan Ozpetek, Jerry Schatzberg, Margarete von Tisel, Antonio Saura, Mika Kaurismaki.

Jak wygląda programowanie festiwalu od kuchni i na co zwraca się największą uwagę planując kolejną edycję?

To jest wypadkowa mnóstwa czynników. Jeśli nie ma umowy trzyletniej, trzeba co roku walczyć (i to jest odpowiednie słowo) o budżet. Od jego wysokości i czasu decyzji zależy na co programując możemy sobie pozwolić. Oczywiście program konstruuje się z wyprzedzeniem i z intuicją. Bierze się pod uwagę wydarzenia, niekoniecznie filmowe, którymi przez dłuższy czas żyje świat a które znajdują wyraz w kinie, także rozmaite rocznice, jubileusze (retrospektywy). Ważny jest nieustający kontakt z najnowszymi produkcjami, śledzenie tendencji, trendów w kinie, nowych zjawisk, szukanie oryginalnych debiutów (do konkursów). Dla mnie ważne było także i to, by poszczególne sekcje festiwalu wchodziły ze sobą w dialog albo uzupełniały się, przyciągając widzów nie tylko na poszczególne projekcje. Nie bez znaczenia jest także taki wybór tytułów, które da się obudować kontekstem (dyskusje, spotkania, wystawy, warsztaty, koncerty). No i ważne, by starać się o filmy, które miały już premiery na festiwalach klasy A, bo w przeciwnym razie trzeba o nich zapomnieć. W walce o nowości mniejsze festiwale pozostają niestety na przegranej pozycji

Festiwal w Cannes

Jak wygląda praca przy festiwalu z perspektywy zapraszania gości, zwłaszcza zagranicznych? Z jakimi problemami i radościami się ona wiąże?

Gości zagranicznych (bo tych najtrudniej) udawało się zaprosić dzięki festiwalom w Berlinie, Cannes, Karlowych Warach, Wenecji lub podczas moich wyjazdów jurorskich z FIPRESCI. Ze wszystkimi miałam możliwość przeprowadzania tam wywiadów i to był ten moment, kiedy nawiązywaliśmy pierwszy kontakt bezpośredni lub przez agenta. Ostateczną decyzję zwykle poprzedzała długa korespondencja i telefony. Trzeba było gościa przekonać tym, że mamy na niego i jego filmy pomysł. Argumentem „za” była często chęć wizyty w Szkole Filmowej, gdzie organizowaliśmy osobne spotkania, masterclassy ze studentami i wykładowcami. Goszczenie tak znakomitych osobowości, pokazywanie im Łodzi Filmowej, prywatne rozmowy o kinie i życiu to oczywiście niezapomniane i inspirujące doświadczenia. Niestety zapraszanie gości zagranicznych wiąże się także z wielkim stresem. Niektórzy w ostatniej chwili rezygnowali (choroba, obawy przed zamachami terrorystycznymi, strajki linii lotniczych itd.)

Na festiwalu w Wenecji

Jak oceniasz festiwale z perspektywy gościa, a jak osoby pracującej dla festiwalu. Są to zapewne dwie różne perspektywy?

Bycie gościem w charakterze jurora (FIPRESCI – Chicago, Reykjavik, Saloniki, Oslo, Sevilla, Ateny) lub moderatora, prowadzącego warsztaty (Edynburg zajęcia dla młodych krytyków) albo master of ceremony ( Austin Polish Film Festival w Teksasie) na zagranicznym festiwalu to czysta przyjemność. Różnica podstawowa jest taka, że w przypadku gościa pracuje się tylko w czasie festiwalu, a i wtedy jest możliwość zwiedzania  urokliwych miejsc i uczestniczenia w życiu imprezowym, podczas gdy przy organizacji festiwalu praca trwa cały rok i do ostatniej minuty festiwalu, a często także po jego zakończeniu.

Porozmawiajmy o festiwalach w Cannes, Wenecji, Karlowych Warach, Berlinie. Co je wyróżnia, wiąże i w czym są to odmienne wydarzenia? Na czym polega Twój udział, dla kogo pracujesz będąc na festiwalach?

Kiedyś definiowało się, że Berlin to kino społecznie zaangażowane, Cannes artystyczne, Karlowe Wary – kino Europy Środkowej, a Wenecja – miejsce odkryć kinematografii azjatyckich. Ten prosty podział dawno już uległ wymieszaniu i stracił swoje kontury. Ja na tych festiwalach byłam często w podwójnej roli: dziennikarki i selekcjonerki, dyrektora programowego mojego festiwalu. Z jednej strony było to oglądanie jak najwięcej filmów, pisanie o nich relacji i wywiady dla miesięczników lub na portale filmowe. Z drugiej strony branżowe spotkania na targach z firmami dystrybucyjnymi, producenckimi (sloty), ustalanie filmów które mnie interesują (private screenings) i negocjowanie kosztów licencji i projekcji. Te spotkania jak również nominacje do wywiadów (kontakty z polskimi dystrybutorami i zagranicznymi agencjami PR) umawiane były na co najmniej miesiąc przed festiwalem, z uwagi na bardzo napięty harmonogram wszystkich uczestników festiwali. Bardzo intensywny czas i mało snu! Sytuacje różne, czasem ciężko się dostać na pokaz prasowy (godzinne kolejki), ale czasem z pomocą zagranicznych agentów można otrzymać link do filmu. Na prasowych junketach przy mniej znanych nazwiskach  zdarzają się wywiady one to one ale bywają i takie wywiady w których uczestniczy kilkanaście osób, przypominające mini-konferencje.

Festiwal z perspektywy gościa

Z kim udało się porozmawiać na zagranicznych festiwalach, które spotkania zapadły w pamięci

Za mało miejsca, by wymienić wszystkich. Z Andy Garcią w czasie wywiadu zjadłam lunch w wytwornym Pupp Hotel w Karlowych Warach, Emma Thompson podczas spotkania po latach wypomniała mi, że skrytykowałam film z jej udziałem (chodziło o „Mroczną Argentynę”), George Clooney dał się sprowokować uwagą, że „Solaris” w jego reżyserii nosi ślady wpływu Stevena Soderbergha, Sylvester Stallone zaskoczył imponującą wiedzą o malarstwie,  Liv Ullmann umocniła mnie w mojej drodze do asertywności i odrzucenia spełniania oczekiwań innych ludzi. Andriej Konczalowski zgodził się przyjechać do Łodzi na Cinergię, z jak powiedział, wdzięczności za odnalezienie jego komórki w Pavilonie Amerykanskim w Cannes, a Peter Greenaway dał się uwieść wizją spektaklu multimedialnego w łódzkich pofabrycznych przestrzeniach.

Organizowałaś Przegląd Filmów Litewskich i kinematografii z krajów wyszehradzkich. Jak można scharakteryzować te kinematografie? Czym różnią się od polskiej, jakie stylistyki filmowe tam dominują?

Te przeglądy organizowałam w Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych w Łodzi. To zwrócenie uwagi na kinematografie mniej znane, postrzegane stereotypowo, odczarowanie ich i wskazanie na związki z polskim kinem. W przypadku kina litewskiego, moją ambicją było zerwanie z odbiorem tej kinematografii wyłącznie jako poetyckiej, spowolnionej, operującej nadmiernie ciszĄ, wpisującej się w nurt tzw. slow cinema. Chodziło o wydobycie różnorodności i gatunkowego bogactwa tego kina. Pokazaliśmy m.in. dokumenty z lat 90-tych oraz wcześniejsze, a także prezentację klasycznych fabuł (np. kultowego „Uczucia” w rez. Almantasa Grikeviciusa i Algirdasa Dausy, o którym pisał krytyk filmowy Janusz Gazda) i dla kontrastu przegląd filmów realizowanych przez młodsze pokolenie (np. „Dzieci z Hotelu Ameryka” w reż. Raimundasa Banionisa, którego współscenarzystą był Maciej Drygas. Z kolei jeśli chodzi o „V4 Odkrycia. Przegląd kina gatunkowego krajów wyszehradzkich” to  bezpośredniej inspiracji dostarczył mi udział w panelu dyskusyjnym w czasie Art Film Festival w Koszycach na Słowacji w czerwcu 2018. Zaproszeni goście (krytycy filmowi, reżyserzy, osoby z branży z krajów V4) rozmawiali o fenomenie popularności ambitnego, gatunkowego kina kryminalnego czeskiego, słowackiego, węgierskiego i polskiego w sekcji „Neighbours Online”. Okazało się, że bardzo niewiele wiemy o tego rodzaju kinie sąsiadów w poszczególnych krajach. Szwankuje więc dystrybucja regionalna. Póki co, mamy jedynie wielki potencjał. Zarówno Węgrzy, Słowacy jak i Czesi produkują prawie zupełnie nieznane w Polsce artystyczne, czarne kino gatunkowe. Przykładem są takie tytuły, jak np. znakomite „Budapest Noir” w reż. Evy Gardos, „Strangled”, reż. Arpad Sopsits, „Wilson City” reż. Tomáš Mašín. Powstają także wyszehradzkie koprodukcje takich gatunkowych filmów z polskim udziałem m.in. „Ja Olga Hepnarova”, „Czerwony pająk”. W Łodzi, udającej na potrzeby filmu Pragę, powstawały zdjęcia do kultowego już filmu „W cieniu” w reż. Davida  Ondříčka. To wszystko pokazaliśmy w czasie naszego przeglądu.

Jakie są najważniejsze etapy związane z organizacją takiego przeglądu? Jak praca wygląda „od kuchni”?

Przegląd litewski zorganizowałam bez jakiegokolwiek budżetu. Wszystko na zasadzie koleżeńskich ustaleń i nieodpłatnego przekazania nam filmów wraz z tłumaczeniami, dzięki uprzejmości Litewskiego Centrum Kultury w Wilnie i Ambasady Republiki Litewskiej w Warszawie. Oczywiście pomogły kontakty wcześniejsze. Kiedy prowadziłam „Cinergię” i organizowałam przed laty sekcje kina litewskiego poznałam Rase Rimickaite, attaché kulturalną Ambasady RL, dzięki której nawiązałam współpracę z odpowiednimi placówkami w Wilnie. Przegląd wyszehradzki otrzymał dotację z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W związku z tym praca nad organizacją całości trwała dłużej (negocjacje kosztów licencji, tłumaczenia, zaproszenia gości, umowy, koncert jazzowy Tubis Trio (wariacja na temat ścieżki dźwiękowej z filmu „Budapest Noir”) aneksy, sprawozdania, raporty.

Bez kogo lub bez czego nie byłoby festiwalu/przeglądu (oprócz pieniędzy rzecz jasna:) – czyli najważniejsi ludzie, pomysły, projekty około festiwalowe…

Powiem krótko: pasja, upór, cierpliwość, wiedza, kontakty. To podstawa wszystkiego!

Rozmawiała: Jolanta Tokarczyk

Wszystkie fot. arch. własne Mariola Wiktor

Projekt Filmowe Centrum Festiwalowe zrealizowano  w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego –Kultura w sieci

About the author