Niezależnie, w Polsce i na świecie – rozmowa z Witoldem Konem, dyrektorem Festiwalu Grand Off

Każdego roku na Festiwal Filmów Niezależnych Grand Off napływa kilka tysięcy produkcji ze wszystkich niemal krajów świata.

W. Kon i J. Menzel

Selekcja jest wieloetapowa, a ostatecznie na placu boju pozostaje 55 produkcji, które wyruszają do oceny międzynarodowego jury. Co jest w tych ocenach najważniejsze?

Jaka jest kondycja filmu niezależnego w Polsce i na świecie? Jak może Pan ją ocenić na podstawie filmów, które napływają na Festiwal Grand Off?

Pole do oceny niezależnych produkcji polskich i zagranicznych jest bardzo szerokie,  ponieważ co roku na festiwal zgłaszane są filmy z ponad 120 krajów świata. Jako juror tegorocznego festiwalu OKFA w Koninie (festiwal został przeniesiony z czerwca na grudzień – przyp. red.) miałem możliwość oglądać między innymi zrealizowane na wysokim poziomie produkcje ze szkół filmowych z całego świata. Młodych twórców wyróżnia chęć tworzenia, wypowiadania swoich myśli i poglądów oraz coraz wyższe umiejętności warsztatowe. Różnice między, tzw. kinem niezależnym krótkim czy amatorskim polskim i zagranicznym są jednak istotne. Niektóre kraje europejskie konsekwentnie realizują programy wspierania kina niezależnego, co przekłada się na jakość powstających tam filmów. Programy te zapewniają pomoc finansową dla produkcji niezależnych, podobnie jak w Polsce wspierana jest działalność domów kultury.

Taką sytuację możemy zauważyć np. w Niemczech – gdzie kino niezależne korzysta z pomocy finansowej landów, w Hiszpanii czy Francji, gdzie uzyskuje wsparcie regionów. W Polsce nie ma takiego systemu, a przecież jest to rodzaj edukacji filmowej. U nas kino niezależne i amatorskie powstaje zazwyczaj za środki własne producenta/reżysera. Kiedy pytaliśmy o to realizatorów, nierzadko mówili o wsparciu rodziny i znajomych, za co odwdzięczali się cateringiem czy zaproszeniami na premierę. Tymczasem różne grupy twórcze i aktywne środowiska coraz częściej chcą się wypowiedzieć za pośrednictwem filmu.

Szkoda, że w Polsce nie mogą korzystać z takich procedur finansowych, jakie ułatwiają robienie filmów niezależnych za granicą.

 W przyszłym roku Festiwal Grand Off będzie obchodził jubileusz 15-lecia, jak liczną macie konkurencję?

Za granicą w wielu krajach organizowane są festiwale filmów niezależnych, a wiele zależy od aktywności danych państw w promowaniu tego rodzaju twórczości.

Nie są one dla nas konkurencją, ponieważ aktywnie współpracujemy z wieloma z nich; zapraszamy się do jury, dyskutujemy o najciekawszych filmach. Ogromnym rynkiem produkcji filmów niezależnych, a co za tym idzie i obszarem festiwalowym, są Stany Zjednoczone. Mamy tam swojego przedstawiciela, Polaka, który jest współproducentem aktywnym na polu kina niezależnego. Czasami żartujemy, że z ogromnej ilości nadsyłanych filmów moglibyśmy zrobić krajowe festiwale filmów niezależnych. Dla przykładu, z samych tylko Stanów Zjednoczonych nadesłano w tym roku 400 filmów.

Promocja Festiwalu Grand Off za granicą to efekt wieloletnich doświadczeń i kontaktów. Pierwsze koki podjęliśmy 15 lat temu, kiedy zaprosiłem przyjaciół do Warszawy i zdecydowaliśmy się zawiązać festiwal. Nie  prowadzimy bardzo aktywnej działalności promocyjnej, ale wiele informacji, również w języku angielskim zamieszczamy na naszej stronie internetowej. Utrzymujemy ścisłe kontakty z zagranicznymi ambasadorami w Polsce i to oni w swoich krajach przekazują informacje na temat festiwalu. Wielu z nich bierze udział w naszej gali, jak np. w minionym roku wiceambasador Meksyku, który odbierał statuetkę w imieniu twórcy ze swojego kraju.

Na Festiwalu Grand OFF nagradzano twórców, którzy później stawali w szranki oscarowe…

To nierzadka sytuacja, kiedy twórca odbierał statuetkę na Grand Off, a później rywalizował o Oscara.  Francuski film „Mozart wśród kieszonkowców”, trzy miesiące po zwycięstwie na Grand Off  otrzymał Oscara.

Do najważniejszej nagrody filmowej kandydowała Aneta Kopacz ze swoim filmem „Joanna”, który również został kandydatem do Oscara. Co roku zgłaszane są do nas co najmniej dwa-trzy takie filmy, które później ubiegają się o Oscary.

Jak się prowadzi taki festiwal, co jest w nim najważniejsze?

Staram się  nie oceniać poziomu artystycznego samych filmów, ponieważ mamy wiele ciał oceniających i liczne komisje kwalifikacyjne. Zanim wybierzemy 11 filmów spośród 4 tysięcy nadesłanych prac, zespoły kwalifikacyjne muszą działać na wielu poziomach. W Polsce są to kilkuosobowe składy, selekcjonujące filmy na poszczególnych etapach, a członkowie kapituły to grono ponad 80 osób z ponad 30 krajów.

Mamy więc 11 kategorii i w wielostopniowej  selekcji polska komisja tzw. nominacyjna ocenia filmy do etapu, w którym na placu boju zostaje 55 produkcji. Potem wyjeżdżają w świat do członków kapituły, którzy dokonują dalszej oceny. Wyniki zbieramy do końca października, by później, zazwyczaj w listopadzie, ogłosić zwycięzcę. Często do ostatniej chwili toczy się  wyrównana walka i nie wiadomo, kto wygra.

Mnie osobiście najwięcej radości dostarcza widok międzynarodowego grona przedstawicieli kilkunastu krajów na scenie podczas gali finałowej, kiedy, zazwyczaj zaskoczeni, odbierają statuetki. Ogromną radość przeżywa autor obecny na sali, kiedy dowiaduje się, że jego film wygrał w konkursie.

W finale – nieco zaskakujące pytanie: jakie najdziwniejsze wspomnienia, anegdotki zachowały się w pamięci w związku z festiwalem?

Każdego roku są różne takie przypadki. Pamiętam na przykład, że kiedyś gala odbywała się  w Teatrze Kamienica w Warszawie, a od ulicy do wejścia rozłożyliśmy czerwony dywan. Dochodziła 19-ta, a więc czas rozpoczęcia gali i niektórzy goście, choć chcieli zrobić sobie zdjęcia na czerwonym dywanie, odłożyli to na moment „po gali”. Kiedy wyszli, okazało się jednak, że jest to już niemożliwe, ponieważ dywan przykryła… kilkunastocentymetrowa warstwa śniegu. Ale festiwal się odbył.

Rozmawiała Jolanta Tokarczyk

Projekt „Filmowe Centrum Festiwalowe” zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

About the author